poniedziałek, 1 września 2014

1. RODZICE

Los ma to do siebie, że kieruje się swoimi kaprysami.


Hermionie od początku nie podobał się pomysł eskapady do ministerstwa. Było tyle innych wyjść z tej sytuacji! Potem jeszcze przez wiele tygodni pluła sobie w brodę, że nie stanęła na chwilę i spokojnie zastanowiła się nad innymi możliwościami.
Oczywiście, jak się okazało, ten wypad przyniósł coś dobrego. Świat dowiedział się, że Voldemort naprawdę żyje.
„On zawsze żył… Teraz tylko ma swoje ciało!” – pomyślała gorzko.
Niestety, nie obyło się bez ofiar. Syriusz – dopiero niedawno odzyskany ojciec chrzestny Harrego – wpadł za Zasłonę. Zostały po nim tylko wypalone miejsce na drzewie rodowym Blacków. Nie tylko Wybraniec coś stracił… Również ona została czegoś pozbawiona… Dziewczyna wróciła wspomnieniami do chwili, kiedy całe jej dotychczasowe życie runęło w gruzach.
W ciemności korytarze Ministerstwa wyglądały mroczno i groźnie. Panująca wokół cisza była nienaturalna i niepokoiła Hermionę. Każdy zakręt, który musieli minąć przyprawiał ją o skok adrenaliny – za każdym spodziewała się najgorszego.
Gdy wreszcie dotarli do sali z przepowiedniami, miała ochotę śmiać się histerycznie – taką reakcję powodował w niej strach. Z każdym mijanym regałem, napięcie wzrastało. Jeszcze trochę, a znajdą Syriusza. I będą musieli stoczyć walkę ze Śmierciożercami. Dziewczyna spojrzała na każdego ze swoich przyjaciół z osobna i oceniała ich szanse w starciu.
Luna… Na zajęciach zaklęcia wychodziły jej dobrze, jednak nie używała silnych zaklęć w walce. Hermiona myślała o niej jako pacyfistce.
Neville. Chłopak o wielkim sercu, gotowy poświęcić się dla swoich przyjaciół. Oddany. Jednak nie wytrzymałby długiej walki z Śmierciożercą.
Ginny… Chyba najsłabsza osoba z całej szóstki… Wraz z Luną były najmłodsze i najmniej doświadczone. Ale Hermiona wiedziała, że dziennik jej ojca odcisnął na niej piętno. Wydawało jej się, że Ruda boi się walczyć, myśląc, że w ferworze może zacząć używać czarnomagicznych zaklęć.
Ron. Wiele osób myślało, że jest słaby i głupi. „To jednak on ma największe szanse przeżycia…” – dotarło do niej. Gra w Quidditcha wykształciła u niego refleks, zwinność i szybkość, która dawała mu przewagę. Jego zgubą mogła być jednak jego siostra.
Harry… Hermiona wiedziała, że mógł on być najlepszym czarodziejem z nich wszystkich, a jednak miał najmniejsze szanse na przeżycie. Co prawda, większość Śmierciożerców schodziłaby mu z drogi, jednak któryś na pewno wezwałby swojego pana. I to byłby kres Wybrańca.
„Nie zdołam ich wszystkich uratować…” – pomyślała z rozpaczą panna Granger.
Walka rozpętała się szybciej niżby tego chcieli. Wszyscy uczniowie walczyli dzielnie, jednak dość szybko zostali złapani. Nagle Hermiona zauważyła osobę, której wolałaby już w życiu nie widzieć. Kobieta zmieniła się, odkąd dziewczyna ostatni raz ją widziała. Jej włosy zmatowiały i były skołtunione. Cerę miała zszarzałą, a na twarzy widoczne były zmarszczki. Bellatrix uśmiechała się złowróżbnie. Na razie nie dostrzegła jeszcze Hermiony, która wiedziała, że Bella jest jedyną osobą, która w stanie jest ją rozpoznać. Może nie jedyną – był jeszcze jej ojciec, którego na szczęście nie miała okazji widzieć, odkąd uciekła z domu.
Mimo że Hermiona wiedziała, że nadszedł jej koniec – nie miała właściwie żadnych szans, na przeżycie – spuściła głowę, by jej twarz zasłaniały długie włosy. Modliła się o to, żeby Lestrange jej nie rozpoznała… Właściwie żaden bodziec zewnętrzny do niej nie docierał. Nie słyszała rozmowy Harrego z Lucjuszem. Nie czuła rąk Śmierciożercy oplatających ją ciasno po tym, jak upadła na kolana. Przestała wyczuwać w ustach metaliczny posmak krwi. Czas się dla niej zatrzymał.
Przybycie członków Zakonu Feniksa pamiętała jak przez mgłę. Białe błyski, niewyraźne krzyki. Przytrzymujący ją Śmierciożerca aportował się. Upadła na mokrą, wilgotną podłogę, która tak bardzo przypominała jej tę, na której leżał mężczyzna, którego zabiła osiem albo dziewięć lat temu. To ją ocuciło. Nagle poderwała się na nogi i rozejrzała po komnacie. Odżył w niej instynkt, który wypracowała w dzieciństwie. Poczuła, jak na nowo wstępują w nią siły. Znała je – nie były one naturalne – pochodziły z głębi jej serca z fragmentu nieczułego jak kamień.
Zaczęła walczyć – rozbroiła i ogłuszyła jednego ze Śmierciożerców, drugiego spetryfikowała i posłała na trzeciego, obu unieruchamiając. Nie używała jednak czarnej magii. Pilnowała się, by nie użyć żadnego śmierdzącego – jak to określał Ron – zaklęcia. W pewnym momencie zauważyła bardzo silne i częste błyski niedaleko siebie. Spojrzała w tamtym kierunku i dostrzegła Bellatrix. Kobieta również zwróciła uwagę na dziewczynę. Nagle się zatrzymała i znieruchomiała. Po chwili uskoczyła jednak przed czerwonym promieniem mknącym w jej stronę. Sama machnęła różdżką.
– Avada Kedavra! – wrzasnęła, posyłając zielony płomień w kierunku Syriusza.
Hermiona wiedziała, że nie uniknie on zaklęcia zanim jeszcze ono do niego dotarło. Wszyscy nagle zamarli. Zapadła cisza, którą w końcu przerwał szaleńczy rechot Bellatrix.
– Zabiłam Syriusza Blacka! Zabiłam Syriusza Blacka! – nuciła, biegnąc w kierunku wyjścia.
– Nie! – donośny, rozpaczliwy i w pewnym sensie pierwotny krzyk wyrwał się z krtani Harrego. Jednak Hermiona nie podbiegła, by go zatrzymać, gdy ruszył w pogoń za morderczynią. Stała w miejscu, a w jej głowie tkwiła tylko jedna myśl: „On się dowie…” 
Hermiona wiedziała, że jej ojciec powrócił już w pełni sił i, że pewnie niedługo do niej zawita, by ją ukarać... Spojrzała za okno. W Londynie padał właśnie deszcz, gdzieś bliżej horyzontu błyskało. Odwróciła się w kierunku drzwi i wyszła przez nie. Zeszła na dół, do salonu. Zacisnęła ręce w pięść, tak mocno, że palce zbielały z braku krwi.
– Mamo, tato – odezwała się. – Wiecie, że okłamałam was co do śmierci moich rodziców. Teraz Voldemort powstał, wszyscy czarodzieje już o tym wiedzą. Niestety, wplątałam się w jedną nieprzyjemną sprawę i podczas walki w Ministerstwie jedna ze Śmierciożerczyń mnie rozpoznała.
– Wiemy to kochanie, już nam to mówiłaś – powiedziała pani Granger. Nie było po niej widać upływu lat. Wyglądała dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy na jej progu zjawiła się Hermiona.
–Tylko, że on może chcieć mnie odnaleźć i... Zabić. – powiedziała zwieszając głowę.
– Ktoś z czarodziei na pewno nam pomoże... – Jane wierzyła, że magia to lekarstwo na wszystko.
– Nie! – wykrzyknęła nagle Hermiona. – Ja się śmierci nie boję. Boję się o was. Kocham was… – dokończyła znacznie ciszej niż zaczęła.
– My ciebie też, słoneczko – odezwał się po raz pierwszy pan Granger.
– Dlatego mi wybaczcie… Obliviate.
Gdy Hermiona, spakowawszy się najpierw, opuściła dom, podeszła na przystanku Błędnego Rycerza. Wsiadła i zapłaciła za bilet. Przejechała kilkanaście przystanków, aż zatrzymała się przed stacją Kings Cross. Weszła do środka. Szybkim krokiem doszła do filaru znajdującego się w 3/4 odległości między 9 a 10 peronem. Rozejrzała się, a następnie przeszła na peron 9 i 3/4. Czekała godzinę na ekspres Londyn – Hogsmade. Kupiła bilet, odszukała przedział i skuliła się na wolnym miejscu przy oknie. Po pewnym czasie usłyszała jak drzwi się odsuwają. Przez szczelinę wszedł chłopka w czarnej szacie i bezceremonialnie rozsiadł się na kanapie naprzeciwko Hermiony. Przyjaciółka Harrego postanowiła zignorować tą osobę, jednak nie do końca się jej to udało.
– Voldemort cię szuka.
– Odkryłeś Amerykę Malfoy... – chciała coś dodać, ale chłopak jej przerwał.
– Jeżeli się nie mylę zrobili to chińczycy...
– Malfoy, Voldemort cię szuka.
– Toś wymyśliła! – prychnął.
– Leć do niego! – powiedziała, wstała i wypchnęła chłopaka za drzwi. Gdy upewniła się, że Draco już nie wróci, usiadła z powrotem na swoim miejscu i wyciągnęła „Historię Hogwartu” – była to książka, która pozwalała jej się odstresować.
Odłożyła lekturę, kiedy zauważyła w oddali światła Hogsmade. Spakowała się szybko i odetchnęła głęboko. Gdy pociąg zatrzymał się, wyszła z przedziału, a następnie wysiadła z pociągu.
– Panno Granger! Proszę ze mną! – krzyknął Dumbledore, który wyszedł po Hermionę na stację w wiosce.
– Dziękuję profesorze, że zgodził się pan mnie przyjąć – powiedziała dziewczyna, gdy tylko zbliżyła się do siwowłosego staruszka.
– Na Hogwart zawsze można liczyć! – Uśmiechnął się. Hermiona dostrzegła w tłumie Malfoya, który zmierzał w kierunku wyjścia z peronu. „Ciekawe co on tu robi?” – pomyślała.
– Muszę z panem porozmawiać. W cztery oczy! – powiedziała akcentując liczebnik.



Dla Dramione... Za moją pomyłkę.

6 komentarzy:

  1. Dziekuje za dedykaje rozdzialu <3
    Rozdzial bardzo mi sie podoba, i czekam na rozwoj akcji :)
    Napewno bede cie stale odwiedzala :) tak jakby co to mozesz na gg informowac o rozdziale :D

    Pozdrawiam.
    Ciocia Dramionka ;3
    http://swiat-wedlug-mnie-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co :D
      Bardzo się z tego powodu cieszę!
      Okej, na pewno będę pamiętać :*

      Zdrówka!

      Usuń
  2. Po hałaśliwym rozpoczęciu roku szkolnego mój mózg nie pracuje zbyt dobrze, jednak postaram się coś z siebie wydusić.
    Rozdział mi się podoba, póki co oczywiście bez fajerwerków.
    Trochę dobił mnie opis tego jej pożegnania z rodzicami bo był jakiś taki... Bezuczuciowy. Byłabym wdzięczna za opisywanie uczuć Miony, serio.
    Czekam na następny rozdział ;)
    http://zaslugujesz-na-szczescie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... Faktycznie. Dziękuję za radę, postaram się do niej zastosować! Mam nadzieję, że w następnym rozdziale opis jej uczuć Cię zadowoli. :D
      Bez fajerwerków, bo na razie nie mogę Cię niczym zaskoczyć - w końcu czytasz to właściwie drugi raz :D Jestem jednak przekonana, że w końcu Cię zaskoczę...
      inFinite

      Usuń
  3. szybko i tresciwie. Malo opisow uczuc i tych upiekszajacych pisanie. Bledow nie widzialam, wiec nie jest zle.
    Ciekawe co Malfoy robi w Hogwarcie ^^
    pozdrowienia,
    N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już pisałam, postaram się poprawić :D Faktycznie, uczuć jest w tym rozdziale mało. Jestem jednak przekonana, że w następnym rozdziale, który pojawi się w poniedziałek, będzie ich więcej. Swoją drogą, jeszcze nie zaczęłam go pisać...
      Co Malfoy robi w Hogwarcie... Cóż, to wie tylko on! Jednak ma to skryte, drugie dno (więc nie jest to tak, że wysłałam go tam, bo tak (;).
      Zdrówka!
      inFinite (z anonima na własnym blogu, do czego to doszło...)

      Usuń