wtorek, 9 września 2014

2. ROZMOWA

Gdy Hermiona szła wraz z Dumbledorem drogą, która ciągnęła się między Hogsmade a Hogwartem, nie miała czym zająć myśli. Wcześniej, w pociągu, próbowała je odgonić – czytała książkę i skupiała się tylko na tym, teraz jednak nie było ucieczki. Dopiero teraz dotarło do niej, że nie ma rodziny. Nie ma domu. Nie ma dokąd i do kogo wrócić. Była sama. Te myśli ją przytłaczały… Ciężko jej było zaakceptować, że pozbawiła swoich rodziców wspomnień. Próbowała pokrzepić się myślą, że zrobiła to dla ich dobra, jednak zaraz potem przypominała sobie, że to ona naraziła ich na niebezpieczeństwo prawie dziesięć lat temu.
„Dziesięć lat! Szmat czasu!” – pomyślała. Rodzice – państwo Granger – sprawili, że stała się dobrą osobą, a przynajmniej jako taką się postrzegała. Mimo że sprzeciwiała się woli Voldemorta, jego wpływ był widoczny. Przypomniała sobie, jak o mało co nie puściły jej nerwy w drugiej klasie, kiedy Malfoy nazwał ją szlamą. Nie wierzyła w ideologię czysto krwistych, nie potępiała mugolaków, jednak nazwanie jej szlamą było dla niej czymś strasznym. Jakby uwłaczało to jej godności! Na szczęście jej uwagę odwrócił Ron, gdyby nie to, ta konfrontacja mogłaby się skończyć nieciekawie dla dziedzica rodziny Malfoy.
Kolejna taka sytuacja miała miejsce w następnej, trzeciej klasie. Mając dość wyzwisk, złośliwych komentarzy postanowiła wyładować się na Malfoy’u. Do tej pory Ron chwalił ją za profesjonalny prawy sierpowy, którym złamała nos Ślizgonowi… Jednak ona tego żałowała. Żałowała, że dała się ponieś emocjom i wykorzystała umiejętność, której nauczyła się od biologicznego ojca.
Gdy wraz z Dyrektorem przekroczyła mury Hogwartu, jej myśli na powrót stały się skupione. Przestała wspominać i skierowała je na odpowiedni tok. Obawiała się, że Dumbledore po tym, co od niej usłyszy każe jej wynieść się z tej szkoły, albo zapragnie wymienić ją na okup.
Staruszek przepuścił ją w drzwiach i razem skierowali się w kierunku jego gabinetu. Dyrektor zaprosił ją gestem („Czekoladowe trufle! Przepyszny smakołyk…”).
Hermiona rozejrzała się po gabinecie. Nie zmienił się odkąd była w nim pierwszy raz – na jej pierwszym roku nauki, kiedy zapoznawał ją i resztę mugolaków z światem czarodziei.
– Z jaką sprawą przychodzisz tutaj, panno Granger? – zapytał po tym, jak rozsiadł się na swoim miejscu.
– Voldemort ma… potomka – powiedziała niepewnie. Nagle informowanie Dumbledora nie wydało jej się dobrym pomysłem… Przyjście do niego wydało się jej jednak naturalne… Mimo że wiedziała, że mężczyzna, który przed nią siedział, zlecił jej zabójstwo, miała do niego wielkie zaufanie.
– Mogę zapytać, skąd ma panna takie informacje? – zapytał spokojnie, zachowując pokerową twarzy. Nic nie zdradzało, że zdenerwował się tym stwierdzeniem. Jego twarz była spokojna, nawet jeden mięsień w jego ciele nie drgnął, oczy nie poruszyły się nawet o milimetr, ciągle wpatrując się w rozmówczynię.
– Można powiedzieć… Że mam te informacje bezpośrednio z źródła… – Duymbledore poruszył się i zmienił postawę na, z pozoru, bardziej swobodną, jednak instynkt, który powoli budził się w niej po dziesięciu latach, mówił jej, że staruszek ma teraz łatwiejszy dostęp do różdżki. W obecnej chwili, jak oszacowała Hermiona, był w stanie wyciągnąć ją i rzucić na nią zaklęcie, zanim zdążyłaby chociażby pomyśleć, że powinna użyć swojej.
– Wybacz mi, ale jestem już starym człowiekiem i nie za bardzo rozumiem… – powiedział spokojnie, poprawiając okulary.
– Chcę powiedzieć, że osoba, na którą wydał pan wyrok dziesięć lat temu, wciąż żyje, a ja wiem kim jest… – odparła grzecznie, choć za szybko, by nie brzmieć na zdenerwowaną, Hermiona.
– Panno Granger. Musi mi panna powiedzieć wszystko co wie natychmiast. Trzeba tę osobę znaleźć i jak najszybciej zenu… Z nią porozmawiać – zająknął się Dumbledore. Hermiona popatrzyła na niego…
Szybko przekalkulowała opłacalność zdradzenia siebie. Zdawała sobie sprawę, że Dyrektor nie wie, że dziecko Voldemorta uciekło od niego. Był przekonany, że jest ono niebezpieczne dla sprawy Zakonu Feniksa. Oczywiście najlepszym wyjściem byłoby, jak prawie wypowiedział to Dumbledore, zneutralizowanie zagrożenia. Hermiona przekonana była, że będzie miała pewne… ultimatum w postaci Harry’ego. Była pewna, że jej przyjaciel, kimkolwiek by nie była, nie zgodziłby się na jej śmierć. W takiej sytuacji Dyrektor miał związane ręce – musiał zaoferować jej azyl, żeby nic się nie stało.
– Jest ono w tym pokoju… – powiedziała cicho, choć, mimo kalkulacji, targały nią wątpliwości.
– Chcesz powiedzieć?! – Dumbledore nerwowo poprawił się w fotelu.
– Że urodziłam się jako Hermiona Riddle – odparła już pewniej.
– Czy Harry? – zapytał, a dziewczyna uśmiechnęła się w myślach.
– Nie, Harry nie wie. I wolałabym, żeby tak pozostało przynajmniej do końca wakacji. – traktowała Harrego jak brata, był jej najbliższą osobą… „Jest moją najbliższą osobą, która mnie pamięta!” – pomyślała rozpaczliwie.
– Panno Granger, chciałbym jednak zapytać, dlaczego dopiero teraz zdecydowała się panna mi to powiedzieć? Taka informacja mogła diametralnie zmienić przebieg wojny! – Szósty zmysł Hermiony, ten który informował ją o próbie manipulacji, zaczął wyć na alarm w jej głowie. Zignorowała go jednak, jak zresztą wiele podobnych alarmów tego dnia i odpowiedział na pytanie, choć nie do końca zgodnie z prawdą.
– Nie sądziłam, że ta informacja może się przydać… Widzi pan, panie Profesorze, nie jestem w żaden, poza krwią, sposób związana z Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Bo widzi pan, ja nie jestem Riddle. Jestem Granger. Zarówno z nazwiska… Jak i z wnętrza. – W pomieszczeniu zapanowała cisza. Dumbledore wpatrywał się w nią nachalnie i Hermiona źle się z tym czuła. Odwróciła więc wzrok, skupiając się na stojącym w rogu dziwnym przedmiocie.
Przypominał on dęty instrument muzyczny. Był w kolorze złota, a z jego lejkowato zakończonej końcówki wydobywał się fioletowy, rzadki dym, widoczny tylko dzięki świeczce, która stała za nim. Hermiona zastanawiała się do czego może ten przyrząd służyć – nie był to żaden ze znanych jej mugolskich ani czarodziejskich instrumentów. „To mógłby być horkruks Dumbledora…” – pomyślała nagle. Ta myśl naszła ją, ponieważ przedmiot ten kojarzył się jej z duszą dyrektora. Materiał, z którego został zrobiony, był szlachetny i czysty, kolor dymu zaś podobny do buraczanego, w jakim nosił szaty Dumbledore.
Z jej rozmyślań wyrwał ją głos Dyrektora.
– Skrzaty przetransportują panny rzeczy dopiero jutro. Mam nadzieję, że nie sprawi to pannie problemu. Może panna pożyczyć koszulę od drugiego ucznia, który przebywa w obecnej chwili w Hogwarcie. Liczę, wierzę, że jesteście już na tyle dorośli, że nie będziecie się kłócić. – Hermiona skinęła głową, wstała i ruszyła do wyjścia pod bacznym spojrzeniem Dumbledora. – Jutro wyjeżdżam i nie będzie mnie do końca tego miesiąca – powiedział, gdy przechodziła przez próg.
– Dobrze, panie profesorze – odpowiedziała Hermiona.
Kiedy wyszła z gabinetu dyrektora, skierowała się w kierunku wierzy Gryffindoru. Kiedy doszła do portretu Grubej Damy, przypomniała sobie, że nie zna hasła. Gdy jednak spojrzała na obraz, zauważyła, że ramy są puste.
– Po prostu popchnij go. Dama wyjechała do swojej przyjaciółki na siódme piętro i nie wróci do końca roku szkolnego – powiedziała kobieta z portretu obok. Dziewczyna podziękowała i weszła do pokoju wspólnego Gryffindoru. Lubiła kolory, jakie tam panowały. Szkarłatny kojarzył się jej krwią – czymś co jest naturalne, ludzkie. Złoto zaś ze szlachetnością…
 Pamiętała jak w pierwszej klasie Tiara chciała przydzielić ją do Slytherinu. Powiedziała jej wtedy, że nie chce być taka jak ojciec. Zdziwiła się, gdy Tiara wykrzyknęła: „Gryffindor”. Myślała, że trafi do Ravenclavu. Była bardzo pozytywnie zaskoczona, jednak do tej pory nie wiedziała, dlaczego trafiła do tego domu. Nie miała cech prawdziwego Gryfona – nie była odważna, a skaziła się już czarną magią. Tak rozmyślając, weszła po schodach do swojego dormitorium. Zauważyła, że na drzwiach na tabliczce z nazwiskami jej i jej współlokatorek nie znajduje się już „Hermiona Granger”. Patrząc na nazwisko swojego ojca, Miona poczuła obrzydzenie. Wolała być „szlamą Granger” niż córką Voldemorta.
Stojąc nieruchomo, dziewczyna myślała nad swoim życiem w kłamstwie. Bała się, że Dumbledore będzie chciał od niej czegoś. Bała się reakcji Harrego i Ginny, i Rona.

– Chyba muszę znaleźć tego ucznia… – powiedziała do siebie i westchnęła.

Dla CzulkoRaptorRed, za uważne czytanie prologu. Dla Zaczarowaneej Oli, za krytykę i komentarze.

5 komentarzy:

  1. Najpierw wypiszę ci błędy (znalazłam jeden, nie wiem czy będzie więcej), a potem biorę się za resztę. xD
    "dla dziedzica rodziny Malfoy." - Powinno być Malfoy'ów.
    "skierowała je na odpowiedni tok" - Chyba lepiej brzmiałoby "skierowała je na odpowiedni tor"
    "pokerową twarzy" - twarz
    "z źródła" - ze źródła
    "Duymbledore" - Dumbledore
    "zenu..." - Powinno być "zneu...", skoro potem jest "zneutralizować"
    "wierzy Gryffindoru" - "wieży"!
    To tyle. xD
    Rozdział mi się podoba, jak - póki co - wszystkie. Czekam na następny, bo skoro ten w sumie już czytałam, nie wiem jak go skomentować.
    Mam nadzieję, że będzie "życzę ci koszuli". xD
    xoxo
    Ps.: Dziękuję za dedykację. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ktoś już wypisał błędy za RR.. z jednej strony to dobrze, nie trzeba już tego robić, a z drugiej RR lubi wypisywać błędy. Ale do rzeczy!

    Rozdzialik jest ciekawy, ogólnie opowiadanie się interesująco zapowiada, widać, że Dumbledore nie jest u Ciebie tym łagodnym staruszkiem, tylko kimś więcej. To mi się podoba. Tylko mi nie mów, że też ma horkruksy!
    Hermiona Riddle. Ładnie brzmi, czego wy chcecie, ludzie?!

    I dziękuję za dedykację, haha :D

    OdpowiedzUsuń
  3. fajnie i zgrabnie, choc krotko i nic znaczacego nie wnosi, ale bede zagladac :)

    N.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny pomysł. Hermiona Riddle jest dość popularna, ale zwykle zostaje oddana Jean jak jest malutka... Masz fajny styl pisania i dobrze się czyta :)
    Death

    OdpowiedzUsuń